Dawno, dawno temu niejaki Frank Herbert napisał cykl SF o wszystkomówiącym tytule Diuna. Nieco potem powstał dość nieudany film (odwalcie się, uważam że Lynch spartolił połowę wątków), później stworzono grę komputerową (coś jakby przygodówka), aż wreszcie, w 1992 firma Westwood (obecnie zarżnięta przez ukochane EA) wydała kontynuację, mającą naprawdę niewiele wspólnego z oryginałem.
Diune 2: Battle for Arrakis nie była pierwszym RTS-em w historii, jednak to ona rozsławiła gatunek, wprowadziła masę nowych rozwiązań i generalnie spowodowała, że powstały takie produkcje jak Warcraft, Command and Conquer czy Age of Empires.
To właśnie Warcraft stał się natchnieniem dla pierwszej polskiej gry z gatunku RTS, noszącej jakże swojski tytuł - Polanie. Wydana w 1996 roku przez firmę USER (dziś chyba już nieistniejącą) produkcja okazała się całkiem popularna nad Wisłą - i chyba tylko tu, bo poza swojskością niewiele miała do zaoferowania, ale po kolei.
Fabuła jest skomplikowana jak produkcja wykałaczek - wracający z wojennej wyprawy książę Polan - Mirko - zastaje swe włości wykupywane przez podłych germańskich szpiegów, czyli ościenne plemiona Wieletów, Pomorzan, Mazowszan i Wiślan - wypisz wymaluj wszystkie ukryte opcje niemieckie. Aby dzieciom zapewnić byt na polskiej, nie niemieckiej ziemi, nasz panslawista rusza zjednoczyć owe ludy pod swym sprawiedliwym berłem (zapewne sprawiedliwie zabierze wszystkim obcym i da swoim). Tu gra oddaje nam księcia Mirka i jego drużynę w nasze łapki, pozwalając zjednoczyć polskie ziemie już w VII wieku...
Grafika to stare dobre VGA w rozdzielczości 320x200. Ile to jest megapikseli? Cóż, próbowałem to przeliczyć na domowym kalkulatorze, ale gnojek się spalił, bo nie wyświetlał tak drobnych ułamków, więc załóżmy życzliwie, że mniej niż jeden. W każdym razie dziś oprawa graficzna wrażenia żadnego nie robi, mało tego, rozmazane plamki, robiące za naszych dzielnych wojowników, w rękach których inne plamki udają siekiery (drwale to kręgosłup naszej armii, ale o tym za chwilę) to dla naszych oczu doznania wstrząsające - uwierzcie mi, łatwiej przeżyć fontannę soku cytrynowego bez gogli, niż patrzeć na tą pikselozę. Z drugiej strony kolorystyka jest w miarę w porządku i jakoś da się grać, a jak jeszcze macie stary monitor (bez panoramy i full HD), to nawet wam się spodoba.
Oprawa dźwiękowa jest zaskakująco dobra - muzyka nie przeszkadza (na ile mogę to ocenić, słoń stepował po moich uszach całymi dniami), a do tego jednostki są udźwiękowione (aktorstwo miażdży - prawdopodobnie podkłądając głosy do tej gry bracia Mroczek zaczynali karierę...).
Mirko dostrzegł, że Szary Jaśko podjarał mu stodołę i wpadł w berserkerski szał. |
Gdy już mamy dość mleka, możemy za nie wybudować drogę, palisadę lub jakąś chatkę. O ile infrastruktura stawia się automatycznie (klik i jest), to już do wybudowania palisad i budynków potrzebujemy kilku drwali, którzy szybko zamienią kupę drewna i plany architektoniczne na luksusową willę. W budynkach można rekrutować tylko określoną liczbę żołnierzy (np. w chacie drwala jest miejsce dla sześciu toporników, a rycerz to zadeklarowany samotnik i kawaler), więc wioska szybko się rozrasta, choć tak naprawdę mamy do dyspozycji raptem sześć czy siedem budowli. Sam uważam to rozwiązanie za ciekawe, pasujące do klimatu i powodujące, że czasem trzeba nieco pomyśleć nad planowaniem przestrzennym - nie ma nic bardziej frustrującego, jak wybudowanie chaty w takim miejscu, że wybiegajacy z niej woje nie będą mogli się ruszyć.
Niestety, tak naprawdę wcale nie jest różowo - dosć szybko przekonamy się, że jednostek jest śmiesznie mało (licząc krowy - osiem), przy czym nie ma żadnych różnorodności wśród frakcji, ciągle walczymy z tymi samymi topornikami, myśliwymi i łucznikami. Do tego są tylko dwa rodzaje misji - takie, w których budujemy swoją wioskę i mamy za zadanie zniszczyć wioskę wroga oraz takie, w któych przydzielone nam zostają ściśle określone siły, na czele których mamy wyrżnąć wrogą hałastrę z całej mapy. Ale najgorsze dopiero przed nami...
Finał wiejskiego wesela był drastyczny, lecz nie zaskakujący... |
No tak, ale te sztuczki nie mogą przecież działać w misjach, w kórych nie mamy bazy, prawda? Tak, ale tu świetnie sprawdza się inny sposób - magiem rzucamy czar odkrywajacy okolicę i walimy fireballem we wszystko, co odkryje. Wróg ma ograniczony zasięg widzenia, więc będzie tępo stał i patrzył, jak kopci mu się z... ze zbroi. To wszystko powoduje, że jedynym wyzwaniem w Polanach jest uruchomienie tej gry na nowych systemach operacyjnych (DosBox jak zwykle rządzi).
Tylko uważajcie - podobno wersja CD nie ma tych błędów, ale nie miałem okazji w nią grać.
W każdym razie, jeśli sami powstrzymamy się od używania tych brudnych metod, okaże się, że Polanie to całkiem wymagająca i zabawna strategia, w której znajdziemy klimat predobrówkowej Polski, gdzie jeden uzbrojony w miecz wojownik jest wart piętnastu z siekierami, a spojrzenie Światowida towarzyszy naszym podbojom aż do samego morza. Ach, można poczuć się jak gen. Heller w 1920 roku! Co prawda wszelkie trudności z przejściem danej misji mozemy mieć głównie dlatego, że przeciwnik zawsze zaczyna z większą armią i wybudowaną wioską, ale od gry robionej praktycznie w garażu nie spodziewałbym się AI chowającego się za osłonami, ostrzeliwującego się i rzucającego granaty... cóż, przynajmniej nie spodziewalbym się tego po Mazowszanach... :P.
Innymi słowy gra może dać nam sporo frajdy, choć faktycznie to gra przestarzała już w momencie wydania. Sami pomyślcie, jak malo jest gier nawiązujących do naszej prehistorii, a przecież mamy z tego okresu sporo mitów, podań (choćby o Popielu i Piaście) i zaskakująco dobrych książek (jak Stara Baśń). Warto pograć w ną choćby po to, żeby poczuć klimat czasów, gdy dziadowie Dagome poskramiali okoliczne plemiona, a niemce jeszcze nie wpadli na pomysł drang nach osten.