niedziela, 19 lutego 2012

JAGGED ALLIANCE 2 - Zapomnij o Konwencji Genewskiej

Przywal z Bazooki w ścianę, przez tak powstałą wyrwę wrzuć pięć granatów z iperytem, dla pewności jeszcze popraw czymś ogłuszającym, a potem wskakuj i odstrzel łeb każdemu, kto się rusza! I nie martw się o swoje plecy - snajper asekuruje i ma niezłą zabawę, bo wybuchy postawiły na nogi cały garnizon.


Niedawno światło dzienne ujrzała gra Jagged Alliance: Back in Action. W założeniach miał to być remake doskonałego Jagged Alliance 2 z 1999 roku. Twórcom wyszło jak wyszło (sam nie grałem, nie mam więc co oceniać), ale myślę, że warto przypomnieć o pierwowzorze, który dzięki fanom nijak nie chce się zestarzeć (głownie za sprawą modów, mocno urealniających rozgrywkę).

 Przed wejściem do kopalni

JA2 to taktyczna gra turowa; dowodzimy w niej niewielką ekipą najemników, którzy na prośbę byłego prezydenta Arulco (fikcyjne państewko gdzieś w Ameryce Łacińskiej, albo na Karaibach - ciężko powiedzieć) - Enrico Chivaldori - mają sprzątnąć jego byłą żonę Deidrannę, obecną królową Bananowej Republiki. I nie, nie poszło o to, że ową panią ciągle boli głowa, albo że zupa była za słona - ta przedstawicielka płci pięknej jest przerażającym dyktatorem Arulco, swoich poddanych szykanująca na najróżniejsze sposoby.  

Sama fabuła ma dość nierówny klimat - jej przedstawienie zaczyna się od poważnego w tonie intro, gdzie źli żołnierze obracają w perzynę wioskę rebeliantów, nie oszczędzając cywilów; potem o królowej dowiadujemy się jeszcze gorszych rzeczy - a to eliminuje chore dzieci zaraz po urodzeniu, a to rzuca ludzi na pożarcie dzikim kotom i specjalnie wyhodowanej rasie podziemnych robali, a to jej żołdacy zabijają syna pewnego mechanika, bo dzieciak zaniemógł i ojciec nie mógł pójść na jakąś paradę czy przemówienie - słowem poważna gra... Z drugiej jednak strony jest tu całe zatrzęsienie elementów, wskazujących na lekkie podejście do tematu, a najważniejszym z nich jest... sama królowa! Co jakiś czas widzimy jej przezabawne dialogi ze swoim podnóżkiem Eliotem, który ma zaszczyt powiadamiać Deidrannę o naszych postępach w grze. Jak można się spodziewać po krwawym dyktatorze, Rumunka (bo z tego kraju pochodzi królowa) nie przyjmuje tych informacji ze spokojem. Padają więc inwektywy ("Eliot, you IDOT!"), plaskacze a nawet strzały. Ostatnie słowa owej milej damy, gdy już wpakujemy w nią magazynek amunicji kalibru 7.62 to... nie, nie będę wam psuł zabawy, ale sami zobaczycie - można parsknąć ze śmiechu, a jak ktoś ma dobry humor, to i potarza się po podłodze.

Ustaw CKM obok drzwi, jednemu ze swoich ludzi każ przycupnąć na dachu, narób hałasu i zamień ciekawskich idiotów w sito! A potem iperyt... tak dla pewności.

 
 Robimy miazgę, panowie?

Rozgrywka, trochę jak w UFO: Enemy Unknown, podzielona jest na zabawę na mapie strategicznej i walki, rozgrywane w systemie turowym (z tym wyjątkiem, że jeśli nie mamy kontaktu z wrogiem, gra toczy się w trybie real time). Na mapie Arulco decydujemy, gdzie mają się udać nasi najemnicy (a możemy podzielić ich na kilka oddziałów i np. odbijać miasta wieloma ścieżkami równocześnie, czego jednak nie polecam), czy mają szkolić samoobronę w wyzwolonych miejscach, naprawiać ekwipunek albo strzelać do butelek, trenując swoją celność, natomiast w trybie taktycznym ustalamy po prostu jak zaatakować lub obronić się przed (zazwyczaj) liczebniejszym wrogiem. Tutaj klasycznie - każda postać ma pewną ilość Punktów Akcji (PA), które pożytkuje na ruch, celowanie, strzelanie, zmianę pozycji, leczenie itp. Po naszej turze następuje ruch wroga i tak aż do wytłuczenia którejś ze stron. Gdy już wyzwolimy jakieś miasto, możemy się po nim przejść, pogadać z ludźmi, poszukać questów, pohandlować czy nawet nająć NPC-ów, którzy chętnie przyłączą się do nas i pomogą w zabiciu znienawidzonej królowej; możemy (musimy?) też przekonać lokalnych górników, że warto wydobywać surowce dla nas, co znacznie zwiększy nasze dochody i pozwoli zdobyć gotówkę, potrzebną do przedłużania kontraktów najemników (tak, tak, tu prawie nikt nie pracuje za darmo!) i kupowania broni.

Potrzebujesz dobrej broni na daleki zasięg? FN Fal. Potrzebujesz czegoś, co szybką serią rozwali wroga z bliska? FN Fal. Potrzebujesz czegoś do precyzyjnego odstrzeliwania łbów? FN Fal! Potrzebujesz czegoś do rozwalenia czołgu? FN... eee... LAW będzie dobry.

Jeszcze jednym ważnym elementem gry jest laptop, w którym nie tylko możemy poczytać maile (z narzekaniami Chivaldoriego, czemu tak wolno nam idzie :P ) i sprawdzić statystyki swoich ludzi, ale też najmować żołnierzy (z dwóch rywalizujących ze sobą firm - AIM i MERC), przeglądać ważne informacje oraz kupować przedmioty (dopiero po odbiciu jednego z lotnisk - gdzieś ten towar musi trafiać!). Typów broni, jaką możemy zamówić, jest niestety dość mało (w wersji niezmodowanej!), ale wystarczy na dobrą zabawę, a jak dodamy do tego różnego rodzaju pancerze, dodatki do broni (celowniki optyczne i laserowe, tłumiki, dwójnogi), apteczki i materiały wybuchowe, wychodzi całkiem spory asortyment.

Myślę o Rosji jak o mojej matce - obie mogą zdechnąć i gówno mnie to obchodzi!
(Bobby "Steroid" Gontarski)

   Najemnicy z AIMScreen z wersji 1.13, gdzie jest ich ciut więcej. Same sympatyczne mordy :D.

Dobra, tyle opisu gry, teraz czas na zachwyty. Zacznę od najemników - każdy z nich ma swoją osobowość i jest ciekawie skonstruowany, każdy ma swoje odzywki (ktoś mi wyjaśni, dlaczego Węgier Barry Unger na widok dzikiego kota krzyczy "Budapeszt"???), nagrane na naprawdę niezłym poziomie aktorskim, każdy ma swoje mocne i słabe strony no i każdy ma coś za uszami. Wśród tych spluw do wynajęcia jest na przykład miejsce dla Polaka - "Steroid'a" Gontarskiego, który specjalizuje się w (jakżeby inaczej) otwieraniu zamków :D . Czarnoskóry Ice mówi co trochę "Joł", a reakcja pedantycznej Dunki Moniki "Buns" Soundergaard na rozpryskującą się głowę nieprzyjaciela po prostu wymiata ("Hahaha! Nie, to nie było śmieszne...").

Do tego dochodzą sympatie i niesnaski między najemnikami. Wspomniany Gontarski z jakiś sobie tylko znanych powodów nienawidzi Rosjan, więc raczej z Ivanem i Igorem Dolovich się nie dogada, Hitman jest zakochany w Raven, więc na widok jej męża Raidera dostaje Syndromu Zatoki Perskiej, a słodziutka na pierwszy rzut oka "Buzz" Garneu (totalna psychopatka po bliższym poznaniu) wybucha szałem, jeśli oprócz niej wynajmiemy jej byłego faceta - Lynxa.

 Trevor - dla wielu najlepszy specjalista w grze. Tyle że za jego pensję można by rozwinąć sieć autostrad w Polsce...

Biorąc pod uwagę, że w samym AIM najemników jest czterdziestu,w MERC kolejnych dziesięciu, a dołączających do nas NPC-ów jeszcze bodaj czternastu, to okazuje się, że mamy naprawdę ogromne spektrum osobowości, zachowań i tekstów.

O nie, mam kawałek mózgu w ustach! Hm... Słodki...
(Maddog)

A teksty, dialogi i ogólnie rozumiany "writing" (nie znam dobrego polskiego określenia - poziom pisarski?) są po prostu genialne! Każdy tekst, jaki tylko można w grze przeczytać lub usłyszeć (wszystkie dialogi i monologi są udźwiękowione) jest dopracowany do ostatniej kropeczki (mimo ogromnych wysiłków tłumaczy, żeby ten stan zmienić). I dotyczy to nie tylko kwestii najemników, czy postaci spotykanych w grze - każdy opis najemnika, nawet tych, którzy już zakończyli służbę, jest co najmniej dobry, a krótkie charakterystyki broni bywają rozbrajające.

Ogólnie rzecz biorąc JA2 cechuje to, co widziałem do tej pory tylko w Falloucie - fantastyczna dbałość o szczegóły! Twórcy gry musieli nie raz zadawać sobie pytanie: A co jeśli gracz będzie chciał postąpić tak, a nie inaczej? I dali nam ogromne możliwości! Chcesz wysłać kwiaty Deirdannie? Możesz, nawet jest z tym związana zabawna cut-scenka. Chcesz się poddać przytłaczającym siłom wroga? Możesz, dzięki temu masz szansę na prywatną rozmowę z królową (genialny dialog!). Chcesz zajść wroga od tyłu, poderżnąć mu gardło, rzucić w następnego nożem, a potem uratować tyłek dzięki asekurującemu najemnikowi? Czemu nie?! Ogromna wolność, jaką czuć na każdym kroku, nie ogranicza się (jak w Oblivionie) do łażenia po ogromnym świecie - tu możemy robić naprawdę dużo i mieć pewność, że gra w jakiś sposób na to zareaguje!

Taktyczna strona gry sama w sobie daje ogromne spektrum możliwości. Flankowanie, zajmowanie lepszych pozycji czy mało subtelne wykorzystanie przewagi sprzętowej we frontalnym natarciu - to wszystko jest tu obecne. I uwierzcie mi - w rzadko której grze miałem takie poczucie satysfakcji, jak w JA2, gdy pamiętałem o zaasekurowaniu mojego snajpera i dzięki temu ustrzeliłem dwóch żołnierzy królowej, którzy próbowali zajść mnie od tyłu. Co więcej, do każdego problemu można podejść na wiele sposobów - samotnego strażnika można zabić z wyciszonej broni, przekraść obok albo po prostu nie bawić się w ciche akcje i załatwić go z FN Fala. Wróg stoi w pomieszczeniu za drzwiami w taki sposób, że nie da się tam wejść i nie dostać kulki? Wrzuć granat dymny, albo rozwal ścianę! Możesz, bo każdy element wystroju i niemal każdą przeszkodę można zwyczajnie rozpieprzyć. Gdzie tam współczesnym grom 3D do takiej wolności?

A właśnie, w kwestii wolności - kolejność odbijania miast nie jest w żaden sposób narzucona. Fabuła co prawda sugeruje nam, od czego zacząć, ale jak się uprzemy, możemy od razu lecieć zabić królową, czemu nie...

Czas na narzekania. W sumie niewiele mi się rzuca na myśl. Po pierwsze grafika - szarobura, w niskiej rozdzielczości (bez modów...), a do tego żołnierze poubierani są jak na karnawał w Rio, a nie na akcję bojową, a jedyną opcją, żeby nieco "zmilitaryzować" wygląd naszych najemników jest kamuflaż, który dość szybko się zmywa. Do tego rzut izometryczny. choć czytelny, czasem sprawia problem z poruszaniem się przy ścianach (zwłaszcza jak za ścianą jest jakiś obiekt, z którym możemy podjąć interakcję - wtedy kursor głupieje).  Po drugie - Konwencja Genewska :P - pomijam fakt, że w grze można na upartego zabijać dzieci czy cywilów - akurat to mi odpowiada, bo wpisuje się w kwestię wolności w grze (zawsze byłem wrogiem sztucznego "unieśmiertelniania" NPC-ów). Używanie gazów bojowych też nie jest problemem. Chodzi o jeńców i dezerterów, których... no... nie ma. Wrogowie walczą do końca, nie ma mowy o poddawaniu się czy ucieczce z pola walki, nawet jak sytuacja jest beznadziejna. No i nie ma szans w jakikolwiek sposób przekonać naszych wrogów do przyłączenia się - nie wiem co ta Deidranna robi swoim żołnierzom, ale zachowują się jak zombie. To z resztą widać w kolejnym (najpoważniejszym) moim zarzucie wobec gry - słabe AI. To w sumie mamy w niemal każdej grze, a tu wróg potrafi nawet czasem czymś zaskoczyć, ale sytuacje, w których ustawiałem się najemnikami w półkolu i łupałem we wszystko, co szło mi pod lufę, należały do dość częstych, bo i taktyka okazywała się skuteczna.

Ostatnia wada gry to nierówny poziom trudności: początek jest przytłaczająco trudny (dla nowego gracza) - mamy tylko pistoleciki, wróg często używa już czegoś automatycznego (a fakt, że rzadko pozostawia po sobie broń, tylko nas frustruje), do tego dochodzi mała ilość kasy, przez co nie możemy sobie pozwolić na tych lepszych najemników. Potem zaczyna się okres łatwy - forsy jest jak lodu, z reguły mamy równie dobry albo i lepszy sprzęt i umiemy go wykorzystać, a jeśli jeszcze załatwimy sobie noktowizory i atakujemy nocą, to walki przypominają karcenie niegrzecznego szczeniaczka. Dopiero pod koniec gry - w stolicy Arulco, Medunie - gra wraca na właściwe tory - elitarne jednostki Deidranny, uzbrojone w HK21, FN Fale i karabiny rakietowe potrafią nieźle dać popalić, a jak dołożymy do tego (na szczęście nieruchome) czołgi, to można się nieźle spocić, żeby oczyścić sektor.

Podsumowując, gra jest do dziś najlepszą taktyczną grą turową, w jaką grałem (zwłaszcza z modem 1.13, który eliminuje większość wad gry, a jeszcze dorzuca masę sprzętu i poprawia realizm) i jeśli jeszcze nie mieliście z nią styczności po prostu musicie w nią zagrać! Z początku (zwłaszcza przy dzisiejszych standardach graficznych i modzie na upraszczanie wszystkiego, co się da) możecie się zniechęcić, ale mówię serio - dajcie JA2 szansę, a nie pożałujecie (no chyba, że cierpicie na chroniczny brak czasu - wtedy odpalając JA2 tylko się pogrążycie ;) ). Wydaje mi się, że jest to pierwsza w moim życiu gra, którą przeszedłem trzy razy pod rząd (gier, które można ukończyć w poniżej 10 godzin nie liczę).