niedziela, 11 listopada 2012

Polanie - Polski Warcraft

Dawno, dawno temu niejaki Frank Herbert napisał cykl SF o wszystkomówiącym tytule Diuna. Nieco potem powstał dość nieudany film (odwalcie się, uważam że Lynch spartolił połowę wątków), później stworzono grę komputerową (coś jakby przygodówka), aż wreszcie, w 1992 firma Westwood (obecnie zarżnięta przez ukochane EA) wydała kontynuację, mającą naprawdę niewiele wspólnego z oryginałem. 

Diune 2: Battle for Arrakis nie była pierwszym RTS-em w historii, jednak to ona rozsławiła gatunek, wprowadziła masę nowych rozwiązań i generalnie spowodowała, że powstały takie produkcje jak Warcraft, Command and Conquer czy Age of Empires

To właśnie Warcraft stał się natchnieniem dla pierwszej polskiej gry z gatunku RTS, noszącej jakże swojski tytuł - Polanie. Wydana w 1996 roku przez firmę USER (dziś chyba już nieistniejącą) produkcja okazała się całkiem popularna nad Wisłą - i chyba tylko tu, bo poza swojskością niewiele miała do zaoferowania, ale po kolei.

Fabuła jest skomplikowana jak produkcja wykałaczek - wracający z wojennej wyprawy książę Polan - Mirko - zastaje swe włości wykupywane przez podłych germańskich szpiegów, czyli ościenne plemiona Wieletów, Pomorzan, Mazowszan i Wiślan - wypisz wymaluj wszystkie ukryte opcje niemieckie. Aby dzieciom zapewnić byt na polskiej, nie niemieckiej ziemi, nasz panslawista rusza zjednoczyć owe ludy pod swym sprawiedliwym berłem (zapewne sprawiedliwie zabierze wszystkim obcym i da swoim). Tu gra oddaje nam księcia Mirka i jego drużynę w nasze łapki, pozwalając zjednoczyć polskie ziemie już w VII wieku...

Dzielna brygada wycinkowa znalazła fuchę w IKEA.

Grafika to stare dobre VGA w rozdzielczości 320x200. Ile to jest megapikseli? Cóż, próbowałem to przeliczyć na domowym kalkulatorze, ale gnojek się spalił, bo nie wyświetlał tak drobnych ułamków, więc załóżmy życzliwie, że mniej niż jeden. W każdym razie dziś oprawa graficzna wrażenia żadnego nie robi, mało tego, rozmazane plamki, robiące za naszych dzielnych wojowników, w rękach których inne plamki udają siekiery (drwale to kręgosłup naszej armii, ale o tym za chwilę) to dla naszych oczu doznania wstrząsające - uwierzcie mi, łatwiej przeżyć fontannę soku cytrynowego bez gogli, niż patrzeć na tą pikselozę. Z drugiej strony kolorystyka jest w miarę w porządku i jakoś da się grać, a jak jeszcze macie stary monitor (bez panoramy i full HD), to nawet wam się spodoba.

Oprawa dźwiękowa jest zaskakująco dobra - muzyka nie przeszkadza (na ile mogę to ocenić, słoń stepował po moich uszach całymi dniami), a do tego jednostki są udźwiękowione (aktorstwo miażdży - prawdopodobnie podkłądając głosy do tej gry bracia Mroczek zaczynali karierę...).

Mirko dostrzegł, że Szary Jaśko podjarał mu stodołę i wpadł w berserkerski szał.
Jak w typowym RTSie tamtego okresu, oprócz dowodzenia dzielnymi żołnierzami, musimy zadbać o infrastrukturę i ekonomię - aby budować armię, musimy zapewnić wojakom mieszkania, ale budynki stawiać można jedynie przy drogach, a całość opłacamy dosyć oryginalną walutą, jaką jest... mleko. Tak, tak, tutaj rolę harvesterów spełniają swojskie, brązowe mudźki, kóte kręcąc rozkosznie mordami wcinają trawę porastajacą okoliczne pola, a gdy już się nażrą, dają nam białe złoto, znaczy się Łaciate 0,5%.

Gdy już mamy dość mleka, możemy za nie wybudować drogę, palisadę lub jakąś chatkę. O ile infrastruktura stawia się automatycznie (klik i jest), to już do wybudowania palisad i budynków potrzebujemy kilku drwali, którzy szybko zamienią kupę drewna i plany architektoniczne na luksusową willę. W budynkach można rekrutować tylko określoną liczbę żołnierzy (np. w chacie drwala jest miejsce dla sześciu toporników, a rycerz to zadeklarowany samotnik i kawaler), więc wioska szybko się rozrasta, choć tak naprawdę mamy do dyspozycji raptem sześć czy siedem budowli. Sam uważam to rozwiązanie za ciekawe, pasujące do klimatu i powodujące, że czasem trzeba nieco pomyśleć nad planowaniem przestrzennym - nie ma nic bardziej frustrującego, jak wybudowanie chaty w takim miejscu, że wybiegajacy z niej woje nie będą mogli się ruszyć.

Niestety, tak naprawdę wcale nie jest różowo - dosć szybko przekonamy się, że jednostek jest śmiesznie mało (licząc krowy - osiem), przy czym nie ma żadnych różnorodności wśród frakcji, ciągle walczymy z tymi samymi topornikami, myśliwymi i łucznikami. Do tego są tylko dwa rodzaje misji - takie, w których budujemy swoją wioskę i mamy za zadanie zniszczyć wioskę wroga oraz takie, w któych przydzielone nam zostają ściśle określone siły, na czele których mamy wyrżnąć wrogą hałastrę z całej mapy. Ale najgorsze dopiero przed nami...

Finał wiejskiego wesela był drastyczny, lecz nie zaskakujący...
Drwale to podstawa naszej armii - nie tylko są śmiesznie tani i dość skuteczni, to jeszcze potrafią budować oraz niszczyć palisady, a także ścinać drzewa (ale uwaga, tylko te suche lub spalone, no bo przecież nie będą sobie odcisków na palcach robić). A palisada to podstawa naszej obrony - otóż wróg, co charakterystyczne dla germańskich hord, jest tak tępy, że nie potrafi palisad niszczyć. Jeżeli szczelnie się obudujecie (a często wystarczy postawić obwarowanie przy jakimś mostku, żeby przeciwnik nie miał do nas dostępu), to armia Wieletów czy innych Ślązaków będzie stałą pod taką palisadą, reagując na grad strzał i fireballi (tak, magowie też są) z zaskakującą niemrawością. Do tego drogi możemy budować wszędzie. Wszędzie! Czyli wystarczy odkryć całą bazę wroga jakimś samobójczym atakiem, aby zabudować jego pastwiska drogami - krowy nie będą miały co żreć, mleko skończy się szybko, a my zrobimy z jego gospodarką to, co Balcerowicz zrobił z naszą...

No tak, ale te sztuczki nie mogą przecież działać w misjach, w kórych nie mamy bazy, prawda? Tak, ale tu świetnie sprawdza się inny sposób - magiem rzucamy czar odkrywajacy okolicę i walimy fireballem we wszystko, co odkryje. Wróg ma ograniczony zasięg widzenia, więc będzie tępo stał i patrzył, jak kopci mu się z... ze zbroi. To wszystko powoduje, że jedynym wyzwaniem w Polanach jest uruchomienie tej gry na nowych systemach operacyjnych (DosBox jak zwykle rządzi).

Tylko uważajcie - podobno wersja CD nie ma tych błędów, ale nie miałem okazji w nią grać.

W każdym razie, jeśli sami powstrzymamy się od używania tych brudnych metod, okaże się, że Polanie to całkiem wymagająca i zabawna strategia, w której znajdziemy klimat predobrówkowej Polski, gdzie jeden uzbrojony w miecz wojownik jest wart piętnastu z siekierami, a spojrzenie Światowida towarzyszy naszym podbojom aż do samego morza. Ach, można poczuć się jak gen. Heller w 1920 roku! Co prawda wszelkie trudności z przejściem danej misji mozemy mieć głównie dlatego, że przeciwnik zawsze zaczyna z większą armią i wybudowaną wioską, ale od gry robionej praktycznie w garażu nie spodziewałbym się AI chowającego się za osłonami, ostrzeliwującego się i rzucającego granaty... cóż, przynajmniej nie spodziewalbym się tego po Mazowszanach... :P.

Innymi słowy gra może dać nam sporo frajdy, choć faktycznie to gra przestarzała już w momencie wydania. Sami pomyślcie, jak malo jest gier nawiązujących do naszej prehistorii, a przecież mamy z tego okresu sporo mitów, podań (choćby o Popielu i Piaście) i zaskakująco dobrych książek (jak Stara Baśń). Warto pograć w ną choćby po to, żeby poczuć klimat czasów, gdy dziadowie Dagome poskramiali okoliczne plemiona, a niemce jeszcze nie wpadli na pomysł drang nach osten.