wtorek, 15 maja 2012

PANZER GENERAL 2 - strategicznym okiem

Jeśli oceniać gry komputerowe pod kątem tego, jakie wzbudzają emocje i zainteresowanie po 15 latach od wydania, ilu ma zagorzałych fanów, ilu mniej lub bardziej amatorskich moderów, Panzer General 2 byłby w ścisłej czołówce. Mimo kilku uproszczeń w warstwie realizmu, pokłady radości, kryjące się za przesuwaniem figurek czołgów po heksagonalnej mapie, wydają się nieograniczone.

Przygotowania do bitwy pod Mławą... Screen z Open Generala.


Ile w Tobie cierpliwości, tyle w Tobie Rommla.
Pewny siebie rzucam do przodu moją chlubę - 6 pułk pancerny, najbardziej doświadczony oddział w Wermahcie. Dzielni czołgiści, dzięki mojej radosnej zapalczywości wpadają w pułapkę. Duma 7 Korpusu zostaje rozbita przez bandę radzieckich partyzantów. A ja idę kupić nowy monitor, bo poprzedni roztrzaskałem swoimi oficerkami.

PG2 to typowa gra strategiczna i (moim zdaniem) szczytowe osiągnięcie SSI w serii "pięciogwiazdkowych generałów" (do których zaliczają się również: pierwszy PG, Allied General, Pacyfic General, People's General, a także, w nieco innej konwencji, Fantasy General i Star General). Na ładnych, łatwych do ogarnięcia mapach, w ramach kampanii lub pojedynczych starć, przesuwamy nieszczególnie wyglądające "figurki", symbolizujące pułki lub bataliony jakiejś określonej broni - są więc wszelkiego rodzaju czołgi (od Pz I po IS - 2), dziesiątki rodzajów piechoty (oddziały inżynieryjne, zwykłe, szare mięcho armatnie, czy... kawaleria! zaliczona do piechoty), broń przeciwpancerna, przeciwlotnicza, artyleria czy wreszcie samoloty (podzielone na myśliwce i bombowce). 

Ten podział się sprawdza - nie mamy co prawda typowego dla np. serii Total War systemu "papier, kamień, nożyce", ponieważ specjalizacja jednostek jest znacznie większa (miasta najlepiej zdobywają jednostki inżynieryjne, piechota doskonale radzi sobie z obroną ciężkiego terenu, a czołgi rozjadą wszystko na drogach i polach, o ile nie napatoczą się na p-pance lub nowsze tanki wroga), ale szybko ogarniamy, do czego można użyć określone wojska. 

Wpływa to na przystępność tytułu - sterowanie i ogólne zasady rządzące grą są proste i przejrzyste, liczyć na kalkulatorze szans wygrania starcia też nie musimy - program sam to oblicza i zanim zaatakujemy, dostajemy stosowną informację, jakie są szacunkowe prognozy planowanej potyczki. PG2 to z pewnością jeden z tych tytułów, które określa się mianem "easy to learn, hard to master" (łatwy do nauczenia, trudny do osiągnięcia mistrzostwa). Opcji i możliwości mamy naprawdę bardzo dużo, co w praktyce oznacza, że jest wiele okazji do popełnienia błędu. Chcesz zbyt szybko zająć jakieś miasto, więc wpychasz do niego czołgi (więcej punktów ruchu niż stworzona do tego piechota), a potem zgrzytasz zębami, bo straciłeś doborową jednostkę. Przeszkadza ci wroga artyleria, dziesiątkująca twoich dzielnych wojaków, to wysyłasz na nią swoje lotnictwo. Szkoda, że za działami szczwany wróg ukrył "pelotkę" - nie dość, że atak niewiele pomógł, to jeszcze nadwyrężył Twoje lotnictwo. 

Takich przykładów jest masa, a większość problemów początkujący gracz będzie zawdzięczał niedocenieniu rozpoznania i zbyt szybkiemu przechodzeniu do natarcia.

Jak przebić się przez te Radzieckie Hordy? Screen z Open Generala.


Mały czołg Grubera to oczy i uszy armii
Mimo dużych strat, atak uznałem za sukces - 4 pułki piechoty wroga poszły do piachu, a miasto zostało zdobyte. Kliknąłem z radością na przycisk "end turn" i... Z pobliskiego lasu odezwały się działa. Moja i tak pokiereszowana dywizja rozpierzchła się w panice. A do tego zza rzeki wyjechał T-34 i rozjechał gąsienicami moją całą piechotę. Na szczęście mam rabat u sprzedawcy monitorów.

A rozpoznanie to podstawa, ponieważ w grze jest coś takiego jak "mgła wojny" - czyli w kwestii wroga, widzimy tylko tyle, ile nasi żołnierze. Jako że w niezmodyfikowanym PG2 mgły wojny nie widać (czyli ciężko na pierwszy rzut oka ocenić, na jaki zasięg mamy pewne dane o siłach przeciwnika), a każda jednostka ma różny "zasięg widzenia", niedoświadczony gracz nie raz wpakuje swoje wojska w sam środek piekła. 

Rozpoznanie to zazwyczaj podstawa planowania. Sam nieraz łapałem się na tym, że używałem swoich wozów rozpoznawczych do zdobywania niebronionych, odległych wiosek, dzięki czemu miałem więcej prestiżu (taka waluta w grze), ale moja armia pozostawała ślepa. A potem zdziwienie - czemu znowu dostałem baty?

Trzeba przyznać, że pod prostotą tytułu kryje się cała masa arcyskomplikowanych mechanizmów, których nie da się łatwo wymienić - od zaopatrzenia, przez okopanie, współczynniki jednostek, podatność na ogień artylerii. Dzięki temu gracz otrzymuje naprawdę szerokie spektrum możliwych zagrań i strategii (oraz całą masę powodów do frustracji, bo przeciwnik za mądry nie jest, ale pojedyncze jednostki kosi, gdy tylko ma okazję).

Mapa strategiczna, a na niej jedna z niewielu bitew z linią frontu. Screen z Open Generala


Po co mi te kotły?
Szalonym manewrem otoczyłem całą brygadę przeciwnika. "No, teraz pójdzie łatwo" - pomyślałem. A potem waliłem monitorem o ścianę, bo nie dość, że ubytku zaopatrzenia przeciwnik nawet nie dostrzegł, to jeszcze skontrował mnie tak, że odciął kilka moich czołgów...

Realizm niby jest, ale właściwie to go nie ma... Zacznijmy od tego, że "blitzkrieg" w PG2 to tak naprawdę wojna pozycyjna, którą wygrywa ten, kto ma większą siłę ognia - bardzo rzadko będziemy przełamywać prostą linię frontu, 90% bitew to zdobywanie miast i umocnionych terenów, w których przeciwnik w ogóle nie martwi się o zaopatrzenie. Możemy je sobie okrążać ile chcemy - na grę (poza większymi możliwościami ataku) wpływu to mieć nie będzie i tak czy owak skończymy, planując w co uderzyć artylerią, aby potem piechota mogła zniszczyć wrogie umocnienia. Trochę to przykre, ale z drugiej strony skala bitew w PG2 jest dość mała (jedna tura to zwykle 1 dzień) i może wszystko z tego wynika. 

Poza tym artyleria i lotnictwo są "przepakowane" (choć drogie) - jeden strzał "z działa" może zmieść z powierzchni ziemi pół pułku, lotnictwo (zwłaszcza doświadczone) niewiele ustępuje pod tym względem armatom, aż mnie kusi, żeby raz pograć sobie samą artylerią (oczywiście nie wyłączając przeciwpancernej i przeciwlotniczej). Nie raz łapałem się na myśleniu, że PG2 polega nie na zdobywaniu strategicznych celów, a rozbijaniu kolejnych jednostek wroga. Jest to, owszem, przyjemne, ale naprawdę brakuje w grze czegoś takiego jak morale i większego wpływu zaopatrzenia. Z tylu bitew, które dane mi było przeprowadzić, może z 20% nie kończyło się zniszczeniem wszystkich sił wroga (ewentualnie pozostawiając jakieś niedobitki). Pal licho, gdy walczysz z Ruskimi - oni są stuknięci i nie będą łatwo się wycofywać, ale Francuzi? Szkoda...

Uproszczone jest również poddawanie się jednostek - jeśli zmusimy kogoś do wycofania się, a ten ktoś nie będzie miał gdzie, to wywiesza białe majciochy na patyku i omawia warunki kapitulacji. Super, tyle że robi to, nawet jeśli obok i za plecami ma "swojaków". Jakoś trudno mi to sobie wyobrazić...

Do tego komputer jest nieszczególnie inteligentny - do szczytowych zagrań AI należą zaskakujące rajdy na tyły rozpoznaniem oraz koncentrowanie całego ognia na pojedynczych jednostkach, byle je zniszczyć. W tym szaleństwie nie ma jednak metody - o ile utrata doświadczonego oddziału boli, to odsłonięcie wrogiej artylerii czy nowych kierunków natarcia już nie i wystawianie "mięsa armatniego" na stracenie może się okazać najlepszym przyjacielem gracza.

Duma mojej armii. Ten dowódca tak dobrze dowodzi swoimi czołgami, że nauczył je walk w mieście. Dziwne, co? Screen z Open Generala.


Od Madrytu po Waszyngton

Najfajniejszą opcją (poza grą z żywym przeciwnikiem) w grze jest kampania. To nie tylko prosta seria bitew, w których chodzi z grubsza o to samo. Tu dostajemy do dyspozycji swoje "rdzenne" jednostki, które w toku działań wojennych będą zdobywać doświadczenie, a my będziemy mogli je ulepszyć. Oczywiście wszystko kosztuje - za brawurowe zwycięstwa otrzymujemy punkty prestiżu (im lepiej sobie poradzimy, tym więcej), za które możemy dokupić nowy pułk pancerny czy zmienić przestarzałe Pz IV na świeżutkie Pantery. 

Dzięki temu przywiązujemy się do swoich wojsk, zwłaszcza że te w trakcie walki mogą otrzymać "dowódcę" - czyli dwie dodatkowe cechy, które mogą okazać się wyjątkowo przydatne - zwiększenie zasięgu ruchu czy bonus do obrony, ruch fazowy (jak rozpoznanie) albo podwójny atak. To z kolei powoduje, że w każdej bitwie staramy się podwójnie dbać o naszych ludzi, bo utraty doświadczonego oddziału nikt nam nie powetuje. No i możliwość samodzielnego konstruowania armii pomaga opracowywać własną metodę wygrywania bitew (nacisk możemy położyć na przykład na artylerię lub potężne, szybkie, pancerne uderzenie).

Z drugiej strony... Możliwe jest posiadanie armii składającej się tylko z czołgów, albo bez jednej baterii dział. Mało to realistyczne. Szkoda, że gra nie podpowiada, albo przynajmniej nie daje bonusów za kreowanie oddziałów według schematów organizacyjnych. Bardzo dziwnie wygląda, gdy zwycięstwa osiągamy, mając w dywizji 5 pułków czołgów (sic!) i jeden (sic!) pułk piechoty. Zwłaszcza, że piechota zaopatrzona w porządne transportery, wcale nie jest taka tania.

Open General dla wszystkich

Do PG2 powstały niezliczone ilości map, kampanii czy e-fili (pliki z zestawami jednostek), stworzonych przez amatorów. Jako że orientowanie się w tym wszystkim jest dość utrudnione (żeby zagrać w dwie różne kampanie często musimy zainstalować PG2 w dwóch różnych miejscach), wszystkim polecam Open Generala - to stworzony przez Luisa Guzmana, open-source'owy klon (toczka w toczkę identyczny, nie martwcie się) Panzer Generala 2, który posiada szereg usprawnień (łatwe przerzucanie pomiędzy dostępnymi e-filami, online'owy dostęp do map, lepszą rozdzielczość czy wreszcie widoczna mgła wojny). Polską wersję, wraz z opisem co i jak oraz dużą bazą kampanii, znajdziecie pod TYM ADRESEM.

Podbijanie świata to kupa zabawy

Podsumowując - po PG2 nie spodziewajcie się arcyrealistycznego symulatora pola walki. Z drugiej strony nie myślcie, że będzie łatwo i przyjemnie - nie raz zaklniecie pod nosem, a wasze szare komórki z pewnością nie pokryją się patyną kurzu. A że daje to tyle frajdy - nic tylko uruchamiać silnik Tygrysa Królewskiego i do boju!

3 komentarze:

  1. Pamiętam jak dziś. Całego Panzer Generala przeszedłem na wszystkie strony. Potem jednak trafiłem na gierki, w konkurencji z którymi PG nie przeszedł weryfikacji na Wieczną Grę. Niemniej, do dziś wspominam klimat tej gierki z przyjemnością.

    OdpowiedzUsuń
  2. Andrew, choćby dla odświeżenia, polecam zagrać w Open Generala - jest cała masa nowych (TRUDNYCH!) kampanii i nieco ulepszone AI. Jeśli jednak szukać realistycznej symulacji pola walki to PG2 (i modyfikacje) niestety mają za dużo umowności...

    OdpowiedzUsuń
  3. Godnym następcą PG2 wydaje się być "Order of Battle WW2". Mimo, że grafika już znacznie słabsza niż w "Panzer Corps 2", to jednak miodność podobna jak w PG2.

    OdpowiedzUsuń